PARASETI – KONTAKT Z OBCYMI ISTOTAMI POPRZEZ SUBTELNE ENERGIE
Gavin Dingley

Milczenie kosmosu niekoniecznie musi oznaczać brak sygnałów pochodzących od istot pozaziemskich, ale brak stosownej wiedzy i niedoskonałości naszej technologii, a także stosowania przez nas niewłaściwych narzędzi.

Czy jesteśmy sami we wszechświecie? To prawdopodobnie jedno z najważniejszych pytań oczekujących na odpowiedź, lecz współczesna nauka zdaje się ociągać z jej udzieleniem. Jest niemal pewne, że w innych regionach wszechświata istnieje życie. Problem tkwi jedynie w tym, jak daleko od nas się znajduje i na jakim jest stopniu rozwoju, i bynajmniej nie chodzi tu wcale o stopień rozwoju technologicznego. To, co naprawdę byłoby potraktowane jako namacalny dowód istnienia pozaziemskiej cywilizacji, która jest na podobnym do naszego poziomie rozwoju technologicznego lub być może trochę wyższym, to możliwość wymiany pozdrowień: “Cześć! Jak się macie?” Kontakt twarzą w twarz nie byłby konieczny – wystarczyłaby świadomość, że nie jesteśmy sami.

Mając to właśnie na względzie NASA wdrożyła program skierowany na skanowanie kosmosu w poszukiwaniu inteligentnego życia, mając nadzieję na uchwycenie sygnału pochodzącego od cywilizacji stojącej na podobnym do naszego stopniu rozwoju technologicznego. Program ten nosił nazwę SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence – Poszukiwanie Pozaziemskiej Cywilizacji).

Przez pewien czas zdawało się, że zarówno rząd Stanów Zjednoczonych, jak i społeczność naukowa są gotowe do zmierzenia się z tą wielką prawdą, wkrótce jednak okazało się, że tak nie jest. Po wielu latach wstępnych badań i planowania w roku 1991 przystąpiono w końcu do rzeczywistych poszukiwań pozaziemskiej cywilizacji, jednak rok później amerykański Kongres wycofał się z finansowania tego projektu.

POCZĄTKI SETI

Program SETI wystartował w roku 1959 wraz z opublikowaniem pewnego artykułu w magazynie Naturę. Dwaj fizycy z Cornell, Giuseppi Cocconi i Philip Morrison, zaproponowali przedsięwzięcie, które pozwoliłoby ustalić obecność życia pozaziemskiego. W tym celu miano przeprowadzić obserwacje nieba radioteleskopem dostrojonym do pasma mikrofal o częstotliwości od 3 do 30 GHz. Takie przedsięwzięcie było już jednak planowane przez młodego astronoma, obecnie sławnego Franka Drake’a, który wiosną 1960 roku skanował w obserwatorium w Zachodniej Wirginii gwiazdy podobne do Słońca w poszukiwaniu oznak życia pozaziemskiego stosując do tego celu antenę talerzową o średnicy 85 stóp (25,5 m). Drakę wysunął hipotezę, że mieszkająca gdzieś w kosmosie bardziej zaawansowana cywilizacja pozaziemska powinna wysyłać sygnały, aby zwrócić na siebie naszą (lub kogokolwiek innego) uwagę. Najbardziej do tego celu nadawała się jego zdaniem pewna częstotliwość – 21 cm (1,4 MHz), czyli neutralne pasmo wodoru. Mimo skanowania przez pewien czas nieba na tej częstotliwości młody astronom nic nie znalazł i po pewnym czasie zakończył swój Projekt Ozma, jak nazwał to przedsięwzięcie.

Pierwsze sponsorowane przez rząd zadanie typu SETI podjęto nie w Ameryce, lecz w Związku Radzieckim. W latach sześćdziesiątych XX wieku Rosjanie założyli stacje wyposażone w wielokierunkowe anteny, aby wsłuchiwać się w niebo w poszukiwaniu sygnałów, które mogłyby pochodzić z inteligentnego źródła. Podczas gdy Drakę stosował system anten ściśle ukierunkowanych, rosyjski system był zdolny do przechwytywania sygnałów płynących ze wszystkich kierunków. Strategia ta miała jednak tę wadę, że w przypadku przechwycenia sygnału nie byłoby wiadomo, skąd on przybył. Z drugiej strony jej zaletą było to, że rosyjskim astronomom nie można było zarzucić, iż szukają w złym kierunku!

Aż do początku lat siedemdziesiątych XX wieku rząd Stanów Zjednoczonych nie traktował poważnie poszukiwań radiosygnałów pochodzących do inteligentnych istot żyjących w kosmosie. Pierwszego kroku dokonano w Ośrodku Badawczym NASA Ames (NASA Ames Research Center) w Mountain View w Kalifornii, gdzie podjęto się opracowania wielu zagadnień technicznych związanych z tym zagadnieniem. Skompletowano zespół specjalistów z zewnątrz, w skład którego wszedł między innymi Bernard Oliver, pracownik firmy Hewlett-Packard, który był w tym czasie na urlopie. Jego zadaniem było opracowanie szczegółowego raportu znanego pod nazwą Project Cyclops. Pod koniec lat siedemdziesiątych minionego wieku w prace dotyczące zagadnień związanych z SETI zaangażowane były zespoły Ośrodka Badawczego NASA Ames i Laboratorium Napędu Odrzutowego (Jet Propulsion Laboratory; w skrócie JPL) w Pasadenie w Kalifornii. W Ames skoncentrowano się na badaniu tysiąca przypominających Słońce gwiazd pod kątem możliwości istnienia wokół nich inteligentnych form życia. Był to program podobny do oryginalnych prac Drake’a prowadzonych pod nazwą Projekt Ozma. Nazywano je “ukierunkowanymi poszukiwaniami” realizowanymi przy zastosowaniu czułej aparatury zdolnej do wykrycia słabych i sporadycznych sygnałów. Z kolei w JPL skoncentrowano się na sukcesywnym omiataniu nieba we wszystkich kierunkach.

Aż do roku 1988 nic się nie działo – dopiero po całym dziesięcioleciu badań, w roku 1991, Główna Kwatera NASA otrzymała polecenie rozpoczęcia skanowania kosmosu w poszukiwaniu inteligentnych form życia. Niestety, rok później Kongres zablokował fundusze na ten cel! Wydaje się dziwne, że po tylu latach przygotowywania technologii rząd USA wstrzymuje nagle finansowanie zadania i to na samym progu jego realizacji. Może kryje się za tym coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać?

Na początku lat dziewięćdziesiątych spotkałem pewnego człowieka, który utrzymywał, że jest byłym oficerem KGB, którego zadaniem była infiltracja supertajnej amerykańskiej agencji wywiadowczej NSA (National Security Agency – Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Służąc swojemu rodzinnemu krajowi, Związku Radzieckiego, zajmował się oceną metod analizy sygnałów stosowanych przez NSA. Od momentu upadku Związku Radzieckiego nie ma już zwierzchników i uważa, że może mówić swobodnie na ten temat. Twierdzi, że SETI było jedynie przykrywką znacznie bardziej tajemniczego programu. Podobnie jak wystrzelenie Sputnika nie było niczym innym jak tylko próbą, za którą krył się program jądrowych broni rakietowych, SETI stanowiło kamuflaż dla programu budowy systemu podsłuchu nieprzyjaciela. Ma to sens, jako że metody używane do obu celów są bardzo podobne.

Do zrealizowania zadań SETI potrzebny jest system umożliwiający skanowanie z wysoką rozdzielczością szerokiego pasma częstotliwości. Oprócz tego musi on być zdolny do wykrywania obecności inteligentnych transmisji. Ten ostatni wymóg jest realizowany przez zastosowanie skomplikowanych algorytmów, jakich używa się do łamania szyfrów, opartych na matematycznej teorii prawdopodobieństwa. Kolejny wymóg dotyczy zdolności do wyłapywania bardzo słabych sygnałów mocno wplecionych w szum. Opisany wyżej system to nic innego jak system doskonałego podsłuchu dający posiadającemu go rządowi wielką przewagę nad innymi rządami.

Program SETI stanowił doskonałą przykrywkę i usprawiedliwienie dla zaangażowania najlepszych specjalistów w kraju z zakresu inżynierii radiowej, matematyki i systemów komputerowych. Był dobrym sposobem na pozyskanie społecznego poparcia dla pompowania w to zadanie dużych środków finansowych, z kolei stworzone w jego ramach rozwiązania można było przenosić do innych zastosowań.

Jedyne, na czym zależało rządowi, to technologia. Co więcej, odkrycie inteligentnych form życia we wszechświecie byłoby nawet dla niego pewną niedogodnością i dlatego zatrzymano dalsze finansowanie tego zadania.

Jak ta sprawa wygląda jednak dzisiaj? W sytuacji kiedy nie ma już ZSRR, czy są jakieś zastosowania dla tej technologii? Odpowiedź brzmi: Tak! Teraz to my, społeczeństwo, staliśmy się wrogiem. To właśnie nasze komunikaty są teraz podsłuchiwane środkami opracowanymi w ramach programu SETI.

DZISIEJSZE PRZEDSIĘWZIĘCIA W RODZAJU SETI

Po wstrzymaniu finansowania tylko naukowcy mogli prowadzić dalej próby. W tym celu stworzyli Instytut SETI, który, finansowany głównie ze środków prywatnych, prowadzi do dzisiaj poszukiwanie inteligentnych form życia we wszechświecie.

Kontynuując strategię zastosowaną w Ames, Projekt Feniks (Project Phoenix) koncentruje się na poszukiwaniach ukierunkowanych skanując gwiazdy podobne do Słońca. Były również inne projekty typu SETI, prowadzone jak gdyby w tle głównego przedsięwzięcia rządowego, takie jak na przykład SERENDIP (Search for Extraterrestrial Radio Emissions from Nearby Deve-loped Intelligent Populations – Poszukiwanie Pozaziemskich Emisji Radiowych Pochodzących od Pobliskich Rozwiniętych, Inteligentnych Populacji), który jest realizowany od roku 1979. Przedsięwzięcie to przetrwało dzięki “wpleceniu” prowadzonych przez nie badań w rutynowe badania radioastronomiczne, głównie za pośrednictwem obserwatorium w Arecibo (jak to pokazano na przykład w filmie Kontakt).

Są również przedsięwzięcia, w ramach których jest prowadzony nasłuch na diametralnie różnym paśmie elektromagnetycznego spektrum. OSETI (Optical Search for Extraterrestrial Intelligence – Optyczne Poszukiwanie Pozaziemskiej Inteligencji) skanuje niebo w poszukiwaniu sygnałów laserowych pochodzących z kosmosu. W jednym z bardziej znaczących przedsięwzięć, COSETI (Columbus Optical SETI – Optyczne SETI Kolumba), wykorzystuje się teleskop o średnicy 10 cali (25,4 cm) wyposażony w czuły optyczny przetwornik dostosowany do monitorowania, zarówno pulsujących wiązek, jak i ciągłych, modulowanych transmisji. Zwolennicy tej opcji (Optycznego SETI) uważają, że jest ona lepsza, ponieważ pozwala na wysyłanie większych mocy przez hipotetyczne istoty pozaziemskie starające się nawiązać kontakt. Ten aspekt SETI był najwidoczniej ukryty w oryginalnym projekcie Bernarda Olivera pod nazwą Cyclops, ale i rym razem Rosjanie, a konkretnie Szwarcman i Bieskin, byli pod tym względem pierwsi.

Są również zespoły starające się zachęcić społeczeństwo do zaangażowania się w to zagadnienie. Jednym z nich jest grupa o nazwie SETI@Home, w ramach której każdy może pomóc poprzez ściągnięcie z tego miejsca w Internecie wygaszacza ekranu, który analizuje dane z ostatnich obserwacji radioteleskopowych. W czasie bezczynności komputera, wygaszasz “poszukuje życia w otchłani kosmosu”. Z kolei SETI League koncentruje się bardziej na technicznych aspektach programu SETI.

A oto coś dla sfrustrowanego radioamatora, który pragnie prawdziwego DX (nie wtajemniczonym wyjaśniam, że DX stanowi standardowe oznakowanie potwierdzenia nawiązania kontaktu radiowego na dużą odległość). Należy wbudować sobie pewne urządzenie i załadować odpowiednie oprogramowanie i można udawać Obserwatorium Arecibo w miniaturze. Istnieje plan połączenia przy pomocy Internetu wszystkich ministacji SETI i utworzenia z nich jednej, potężnej, globalnej anteny.

Powyższy opis jest jedynie krótkim przeglądem ruchu SETI. Istnieje jeszcze wiele innych przedsięwzięć, o których nie wspomniałem. Nauka zdąża ku celowi, który będzie miał wielki wpływ na losy ludzkości, ku czemuś, co każdy człowiek bez trudu doceni. Smutne w tym jest jednak to, że wszystkie te wysiłki mogą iść w złym kierunku, zwłaszcza w świetle możliwości, że cel osiągnięto już dawno temu – przed około 150 laty!

PODSTAWOWE PROBLEMY ZWIĄZANE Z SETI

Są dwa główne kierunki, w których mogą być prowadzone poszukiwania SETI. Pierwszy zakłada istnienie technologicznie rozwiniętej cywilizacji, podobnej do naszej, która rozwinęła system bazującej na prawach elektromagnetycznych telekomunikacji, tak jak to się stało w naszym przypadku. Jeśli tak się ma właśnie sprawa, to istoty pozaziemskie zamieszkujące w promieniu 70 lat świetlnych od nas odbierają w tej chwili naszą pierwszą transmisję telewizyjną. Z drugiej strony, uważa się, że dowolna cywilizacja zaawansowanych technologicznie istot pozaziemskich będzie również emitowała, w masowej skali, podobne sygnały radiowe, które będą oznaką istnienia obcej inteligencji.

Drugi kierunek zakłada, że gdzieś tam są istoty bardziej technologicznie zaawansowane od nas, które wysyłają bez przerwy sygnał, chcąc zwrócić na siebie naszą uwagę. To drugie podejście ma więcej zwolenników, ponieważ w tym przypadku istoty pozaziemskie transmitowałyby potężny sygnał w naszym kierunku, tak go modulując, żeby przekazywał jakąś prostą wiadomość, którą bylibyśmy zdolni zrozumieć. Właśnie z tego powodu większość przedsięwzięć typu SETI jest dostosowana do drugiego założenia.

Jednym z problemów, jakie się tu wyłaniają, to konieczność bliskiego położenia tej cywilizacji, bowiem w przeciwnym przypadku mogliby nie otrzymać odpowiedzi. Wynika to ze skończonej prędkości światła, która na Ziemi wystarcza do globalnego porozumiewania się, lecz jest za mała do pokonywania bezkresnych przestrzeni kosmosu – te 300 000 km/s sprawia, że przekaz będzie biegł niezwykle długo. Na przykład na wymianę przekazów z istotami zamieszkującymi najbliższą nam gwiazdę Proxima Centauri potrzeba byłoby ponad osiem lat! Czy bardziej zaawansowana cywilizacja mogłaby odkryć pola lub fale przemieszczające się szybciej od światła? Jeśli tak, miałaby znacznie większą szansę na doczekanie się odpowiedzi.

Prędkość światła ma jeszcze jedną wadę: jeśli transmisja, która dotarła do nas, pochodzi z odległego systemu słonecznego, wówczas istnieje możliwość, że ci, którzy ją wysłali, już dawno nie istnieją! Fale elektromagnetyczne uczyniły świat mniejszym, lecz jednocześnie ukazują ogrom wszechświata, zarówno w kategoriach odległości, jak i czasu.

Kolejne założenie przedsięwzięć typu SETI dotyczy definicji pozaziemskiej cywilizacji. Wypatrywanie transmisji mikrofalowej zawierającej w swojej treści liczby pierwsze świadczy o bardzo ograniczonych kryteriach inteligencji. Po pierwsze, nie wszystkie formy życia muszą mieć charakter biologiczny – mogą one nawet nie istnieć w naszej czasoprzestrzeni. Jednak gdyby istniały, założenie, że wysyłałyby w swoim przekazie liczby pierwsze, oznaczałoby, że spodziewamy się u nich bardzo podobnej do naszej psychiki. A kto powiedział, że ich rozwój technologiczny poszedł drogą elektromagnetyczną? Krótko mówiąc, zakładamy że oni szukają… ludzi.

Jak dotąd nie udało się nam nic znaleźć dlatego, że mocno ograniczyliśmy się w swoich poszukiwaniach, i to jeszcze przed ich rozpoczęciem! Aby zwiększyć szansę znalezienia innych form inteligentnego życia, konieczne jest rozszerzenie naszych możliwości.

W trakcie prowadzenia badań nad plazmą w Laboratorium Promieniowania Berkeley, sławny fizyk, specjalista w dziedzinie fizyki kwantowej, David Bohm, dokonał zadziwiającego odkrycia. Okazało się, że w pewnych warunkach elektronom i jonom, z których składa się plazma, udawało się spontanicznie organizować w jeden “żywy organizm”. Podobnie jak pewne stworzenia z rodzaju ameb, ten (plazmatyczny) organizm potrafił otoczyć i zniszczyć każde obce ciało, które znalazło się w jego sąsiedztwie. Bohm nazwał te plazmowe twory “plazmonami”.

Biorąc pod uwagę fakt, że plazma jest najpowszechniejszą formą materii występującą we wszechświecie, logiczne byłoby przyjęcie, że to plazmony – a nie życie oparte na związkach węgla i wodoru, jak to ma miejsce w naszym przypadku – są podstawowym budulcem, z którego zbudowana jest większość form życia w kosmosie.

WCZESNE KONTAKTY Z INNYMI WYMIARAMI?

Jak już była o tym mowa wcześniej, porozumiewanie się z istotami pozaziemskimi mogło mieć miejsce już ponad sto pięćdziesiąt lat temu, u progu współczesnego rozwoju elektromagnetyzmu.

Pierwszym systemem porozumiewania się wykorzystującym zjawiska elektromagnetyczne był system Samuela Morse’a wynaleziony przezeń w latach trzydziestych XIX wieku i zademonstrowany w roku 1844, który przeszedł do historii jako telegraf. W oryginalnym wydaniu bateria i klucz Morse’a na stacji nadawczej uaktywniały elektromechaniczny przetwornik na drugim końcu linii, na stacji odbiorczej – cały przekaz był transmitowany wzdłuż długiego drutu łączącego stację nadawczą i odbiorczą. Następnie dodano jeszcze jeden drut, powrotny, przyłączony do drugiego bieguna elektromechanicznego urządzenia przenoszący prąd z powrotem do stacji nadawczej, po czym oba kable zakopano w ziemi.

Niedługo potem odkryto, że równie dobrze poradzić sobie można bez kabla powrotnego, stosując zamiast niego ziemię. W tym nowym systemie używano tylko jednego kabla, zaś obwód był zamknięty przy pomocy metalowych prętów zagłębionych w ziemię (uziemionych). System ten określano jako “z ziemnym powrotem”. Natychmiast po jego zastosowaniu ujawniły się niesamowite wyładowania, tak potężne, że telegrafiści zaczęli narzekać na wielkie, grube, błękitne iskry przeskakujące między stykami. Ostatecznie ustalono, że stosowanie baterii nie ma sensu i sieci telegraficzne zaczęły pracować w oparciu o moc zawartą w ziemi.

W roku 1849 Alexander Bain wynalazł pierwszy, dobrze wszystkim znany chemiczny rejestrator, który mógł za pomocą środków chemicznych odbierać, rejestrować i drukować napływające doń transmisje. Wiele przedsiębiorstw szybko zastąpiło swoje dawne elektromechaniczne urządzenia tym nowym, bardziej czułym przyrządem. W związku z jego niskim poborem prądu urządzenia te jeszcze lepiej sprawowały się wykorzystując do zasilania naturalną elektryczność pochodzącą z ziemi. Kiedy operatorzy telegrafów wracali do pracy przy nich po nocnym odpoczynku, okazywało się nieraz, że ich urządzenia zarejestrowały podczas ich nieobecności urywki jakichś zdań i dziwne wzory geometryczne. Czyżby był to przejaw ówczesnego kontaktu z cywilizacją pozaziemską lub pozawymiarową?

BLISKIE SPOTKANIE NIKOLI TESLI

Dr Nicola Tesla, mało znany wynalazca systemu prądu zmiennego, poświęcał wiele czasu badaniu elektrycznej, wysokonapięciowej i wysokoczęstotliwościowej struktury planet. W trakcie tych badań, które prowadził w swoim ośrodku badawczym w Colorado Springs, zauważył, że jego przyrządy odbierają jakieś dziwne sygnały. Oto, co sam napisał na ten temat:

Nigdy nie zapomnę pierwszego odczucia, jakiego doznałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że zaobserwowałem coś o nieobliczalnych konsekwencjach dla ludzkości. Poczułem się, jakbym był obecny przy narodzinach nowej gałęzi wiedzy, lub objawieniu wielkiej prawdy…

Pierwsze obserwacje, jakich dokonałem, przeraziły mnie, ale w sensie pozytywnym, jako że było w nich coś tajemniczego, wręcz nadnaturalnego. Była noc i byłem sam w laboratorium, lecz w owym czasie te zakłócenia nie wydawały mi się być sygnałami kontrolowanymi w sposób inteligentny. Zmiany, jakie zauważyłem, miały charakter periodyczny i przy takiej ich liczbie i porządku nie potrafiłem przypisać ich jakiejkolwiek znanej mi przyczynie.

Znałem, oczywiście, tego rodzaju elektryczne zakłócenia będące dziełem Słońca, takie jak zorza polarna i ziemskie prądy, i zastanawiałem się, czy nie były one czasem spowodowane którymkolwiek z tych czynników. Rodzaj eksperymentów, jakich dokonywałem, wykluczał możliwość spowodowania tych zmian przez zakłócenia atmosferyczne, jak to próbowali niektórzy pospiesznie wytłumaczyć.

Dopiero jakiś czas potem przyszło mi do głowy, że zakłócenia, które zaobserwowałem, mogą być przejawem czyjejś inteligencji. Chociaż nie potrafiłem odkryć ich znaczenia, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nie są one dziełem przypadku. Coraz bardziej narasta we mnie przekonanie, że stałem się pierwszym człowiekiem, któremu dane było usłyszeć pozdrowienia przekazywane przez jedną z planet drugiej planecie. Za tymi sygnałami elektrycznymi krył się sens…

Tesla zajmował się badaniem pewnego rodzaju radia, bardzo różniącego się od tego, jakiego używamy dzisiaj. Nasze współczesne radia robią użytek z elektromagnetycznych fal poprzecznych, które rozchodzą się w powietrzu – tę samą technologię stosuje SETI do skanowania wszechświata w poszukiwaniu sygnałów pochodzących od inteligentnych istot pozaziemskich. Fale elektromagnetyczne stosowane w systemie Tesli były falami podłużnymi i rozchodziły się w Ziemi oraz plazmowej warstwie atmosfery, czyli w jonosferze. I to właśnie przy zastosowaniu tych ostatnich, a nie typu stosowanego w SETI, udało się przechwycić sygnały nie pochodzące z ludzkich źródeł.

Wydarzenie to nie dawało Tesli spokoju aż do końca życia i odegrało rolę w jego ostatnim publicznie ujawnionym wynalazku. Mimo iż większość życia spędził na badaniu natury wysokiego napięcia, prądów o wysokiej częstotliwości, głównie pod kątem możliwości bezprzewodowego przekazywania elektryczności, pod koniec lat trzydziestych zmienił kierunek swoich zainteresowań i rozpoczął badanie prądów stałych o wysokim napięciu. Planował przekazywanie prądu w formie wiązek cząsteczek – pomysł ten doczekał się realizacji dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku w ramach programu tak zwanych Gwiezdnych Wojen, czyli Strategicznej Inicjatywy Obronnej (Strategie Defense Initiative; w skrócie SDI). Podczas gdy jego dotychczasowy system przekazywania wysokich napięć ograniczał się do Ziemi, celem jego nowego systemu była transmisja energii na inne planety! Wysunął pomysł, zgodnie z którym taka zmodulowana ludzkim głosem wiązka mogłaby posłużyć jako narzędzie porozumiewania się z inteligentnymi istotami mieszkającymi na pobliskich planetach.

O ile mi wiadomo, Tesli nigdy nie udało się zrealizować tych planów. Klimat polityczny tamtych czasów, który doprowadził w rezultacie do wybuchu drugiej wojny światowej, zrodził niebywałą ksenofobię. Brytyjczycy oświadczyli, że są w posiadaniu nowej broni – “promienia śmierci” – wynalezionej przez ich rodaka H. Grindella Matthewsa. W odpowiedzi na to oświadczenie Rosjanie oznajmili wszem wobec, że też posiadają tego typu broń, zaś jej wynalazcą jest towarzysz Grammaczikow. Będąc amerykańskim patriotą, Tesla powiadomił świat o dokonaniu podobnego wynalazku. Od tego momentu urządzenie Tesli przeznaczone do pokojowego porozumiewania się zyskało przydomek generatora “promieni śmierci”.

DETEKTORY FAL GRAWITACYJNYCH

W ramach ogólnej teorii względności dr Albert Einstein znalazł rozwiązanie opisujące nowy rodzaj fal: fale grawitacyjne. Ogólna teoria względności opisuje siłę grawitacji jako geometryczne zakrzywienie czasoprzestrzeni. Jeśli zakrzywienie czasoprzestrzeni przybiera postać falową, to jest to fala grawitacyjna.

Podczas gdy fale elektromagnetyczne występują w przestrzeni trójwymiarowej (i czasie), fale grawitacyjne występują w przestrzeni pięciowymiarowej, co powoduje, że mają naturę nadprzestrzenną. Einstein twierdził jednak, że przemieszczają się najprawdopodobniej z prędkością światła, czyli z prędkością 300000 km/s, co oznacza, że nic się nie zyskuje na prędkości w przypadku użycia jako nośnika fal grawitacyjnych zamiast fal elektromagnetycznych.

Oficjalnie nikomu nie udało się odkryć tych fal, tym niemniej nadal trwają prace nad skonstruowaniem ich detektorów w oparciu o ustalenia ogólnej teorii względności. Są tacy, którzy stworzyli własne teorie i co za tym idzie – własne detektory. Utrzymują też, że udało się im odebrać przekazy z innych światów.

T. TOWNSEND BROWN l ELEKTROGRAWITACJA

Thomas Townsend Brown przeszedł do historii przede wszystkim jako badacz napędu antygrawitacyjnego. Był tym, który znalazł związek między grawitacją i siłą elektryczną, bazując na zwykłym elektrycznym kondensatorze. Jeszcze przed uzyskaniem świadectwa ukończenia szkoły średniej zbudował niewielkie urządzenie, które zmniejszało swoją wagę, kiedy do jego końców podłączano wysokie napięcie. Było to pierwsze z całego szeregu urządzeń elektrograwitacyjnych, przy pomocy których można było w praktyce udowodnić słuszność zunifikowanej teorii pola, zgodnie z którą elektromagnetyzm i grawitacja są ze sobą powiązane.

W czasie studiów w Caltechu Brown wysunął hipotezę o istnieniu formy promieniowania kompletnie różniącego się od poprzecznych fal elektromagnetycznych. Nazwał je “energią radiacyjną” i sądził, że jest ona obecna w całym wszechświecie i ma naturę grawitacyjną, ale jak dotąd nie udało się jej wykryć przy pomocy jakichkolwiek przyrządów.

Teoria Browna została bardzo szybko spopularyzowana przez kilka miejscowych gazet. Uzyskawszy wcześniej negatywną opinię ze strony swoich wykładowców w odniesieniu do swoich prac nad zredukowaniem ciężaru przy pomocy wysokich napięć, nowy kierunek jego badań również nie cieszył się ich uznaniem. Oświadczono mu, że tego rodzaju fale nie są możliwe ponieważ, gdyby były, oznaczałoby to, że grawitacja jest dwubiegunowa, to znaczy że mogłaby, zarówno przyciągać, jak i odpychać.

Brown nie miał żadnego wsparcia dla swoich badań do chwili wstąpienia na Uniwersytet Dennisona, gdzie spotkał dra Alfreda Biefelda, który był jednym z nielicznych kolegów Einsteina jeszcze ze Szwajcarii i którego bardzo interesował problem grawitacji. Kiedy Brown opisał mu swoje badania nad zmniejszaniem ciężaru wysokonapięciowych kondensatorów, Biefeld był szczęśliwy mogąc pomóc młodemu fizykowi w jego poszukiwaniach.

Biefeld już wcześniej, po przestudiowaniu prac Michaela Faradaya, zwanego “Ojcem Elektryczności”, rozważał możliwość występowania efektów grawitacyjnych w naładowanych kondensatorach elektrycznych. Niewiele osób wie, że Faraday, już w czasach wiktoriańskich, wygłosił następujące zdanie: “Pojemność elektryczna jest dla grawitacji tym, czym jest indukcyjność dla magnetyzmu”. Jest faktem dobrze znanym, że przepływ prądu przez cewkę lub przewodnik powoduje powstanie wokół nich pola magnetycznego. W rzeczywistości induktor (nazwa techniczna cewki lub przewodnika) może magazynować energię elektryczną w wygenerowanym polu magnetycznym. Kondensator elektryczny jest wykonany z dwóch metalicznych płytek oddzielonych od siebie izolatorem, zwanym też “dielektrykiem”. Kiedy do płytek przyłożymy potencjał elektryczny, molekuły dielektryka ustawiają się zgodnie z kierunkiem linii pola elektrycznego.

Jeśli Parady ma rację, to energia zmagazynowana w kondensatorze ma formę pola grawitacyjnego, podobnie jak ma to miejsce w przypadku magnetycznego pola induktora.

Brown zauważył, że taki efekt ma miejsce jedynie w następujących warunkach:

1. Czynnik K dielektryka (jego zdolność do magazynowania energii) musi być wysoki (rzędu 2000 lub wyższy).

2. Gęstość dielektryka musi być wysoka (rzędu 10 g/cm3 lub większa).

3. Przyłożone do płytek kondensatora napięcie musi być wysokie (rzędu 100000 V).

Brown odkrył również, że siła generowana przez naładowany kondensator jest skierowana w kierunku płytki dodatniej, to znaczy, że zmniejszenie ciężaru występuje tylko wtedy gdy dodatnia płytka jest u góry w stosunku do płytki ujemnej. Kiedy płytka ujemna jest u góry, następuje przyrost wagi. Biefeld i Brown pracowali razem, badając to, co później nazwano “efektem Biefelda-Browna”.

W roku 1930 Brown wstąpił do Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, gdzie dostał przydział do Laboratoriów Badawczych Marynarki (Naval Research Laboratories) w Waszyngtonie. Mając wolną rękę, nadal prowadził badania nad efektem Biefelda-Browna. W czasie prób przydatności różnych substancji jako dielektryka odkrył dziwne zjawisko.

Jedną z cech charakterystycznych dielektryka jest jego opór, czyli to, jak dobrym jest izolatorem. Jeśli oporność nie jest wystarczająco duża, dany materiał jest odrzucany jako nieprzydatny. Zazwyczaj mamy do czynienia ze stałą wartością oporności, tymczasem Brown odkrył, że oporność niektórych materiałów zmienia się w czasie. W tajnym raporcie marynarki zatytułowanym “Anomalie w zachowaniu potężnych dielektryków o wysokim współczynniku K” Brown opisał, w jaki sposób oporność niektórych materiałów zmienia się, a nawet pokrywa się z dziennymi zmianami syderycznymi (zależnymi od słońca). Zauważył również, że niektóre materiały spontanicznie wytwarzają gwałtowne erupcje promieniowania radiowego, którego amplituda jest funkcją współczynnika K. Odkrył również, że wiele skał granitowych i bazaltowych jest elektrycznie spolaryzowana, co znaczy, że zachowują się one jak ogniwa elektryczne lub akumulatory. Skały te miały różnicę potencjałów dochodzącą do 700 mV, zaś amplituda zmieniała się zgodnie z syderycznymi cyklami słonecznymi. W tym przypadku podatność skał na takie zmiany również zależała od współczynnika K i masy. To właśnie ta ostatnia własność zasugerowała, że to zjawisko ma charakter grawitacyjny.

W roku 1937 w Pensylwanii działała sponsorowana przez marynarkę stacja monitorowania tego rodzaju zmian samowzbu-dzonego potencjału w skałach. Zauważono, że istnieje znaczący związek między fazami Księżyca i wspomnianymi zmianami potencjału, co jeszcze bardziej umocniło przypuszczenie o grawitacyjnej naturze tego zjawiska. Kolejna taka stacja działała w roku 1939 w Ohio i odnotowała takie same zjawiska, co stacja w Pensylwanii. Wyciągnięto więc wniosek, że efekt ten musi mieć wspólne, zewnętrzne źródło. Obie stacje badawcze usytuowano w zamkniętych komorach w celu wyeliminowania zewnętrznych zakłóceń elektromagnetycznych. Ogromne granitowe i bazaltowe bloki podłączono do czułych przyrządów rejestrujących, które śledziły wszelkie zmiany potencjału. Druga wojna światowa przerwała aż do roku 1944 badania nad tym zjawiskiem.

Po wojnie Brown założył jeszcze jedną stację, lecz tym razem na Zachodnim Wybrzeżu, w Kalifornii. Okazało się, że przebieg zjawiska nie jest taki sam, jak na Wschodnim Wybrzeżu, tym niemniej udało mu się wyjaśnić te różnice. Stwierdził, że w wyniku napięć o częstotliwości radiowej, które odkryto w mniej złożonych materiałach dielektrycznych, takich jak dwutlenek tytanu, energia, którą wykryto, występowała właśnie w tych częstotliwościach, oraz że bazaltowe i granitowe skały zamieniały w jakiś sposób energię na potencjał prądu stałego. Proces ten jest dobrze znany w elektronice i nosi nazwę “rektyfikacji”, tak więc wewnętrzne struktury tych skał mogą w sposób naturalny realizować ten sam proces. Poddane badaniom skały ze Wschodniego Wybrzeża różniły się od tych z Kalifornii (chodzi o różnice w ich składzie) i Brown doszedł do wniosku, że różniące się od siebie składem i budową skały dostrojone są do innych zakresów energii o częstotliwościach radiowych. Ponieważ poszczególne zakresy fal ulegają różnym fluktuacjom, stąd oczywisty wniosek, że wariacje samowzbudnego potencjału dwóch różnych rodzajów skał również będą inne.

Od roku 1950 Brown skoncentrował swoje wysiłki na rozwinięciu efektu Biefelda-Browna, w celu zastosowania go w lotnictwie. Dopiero w roku 1970 Brown wrócił do badania napięć powstających w skałach i kontynuował je aż do swojej śmierci w roku 1985.

Na podstawie wyżej opisanych badań można stwierdzić, że zjawisko ma charakter grawitacyjny i manifestuje się w postaci prądu o wysokiej częstotliwości. Brown wywnioskował, że energia ta ma charakter energii radiacyjnej – hipotezę tę wysunął jeszcze w Caltechu. Energia ta jest radiacją grawitacyjną o wysokiej częstotliwości, która jest stale emitowana przez obiekty astronomiczne znajdujące się w kosmosie. Podczas gdy proste materiały dielektryczne o wysokim współczynniku K przechwytują ją i zamieniają bezpośrednio na energię elektryczną, bardziej skomplikowane dielektryki, takie jak skały granitowe i bazaltowe, zamieniają ją na prąd stały. Nie tylko to ma tu miejsce, w rzeczywistości skały te są dostrojone jedynie do pewnego ułamka ogólnej ilości wypromieniowywanej energii, obecnej w całym wszechświecie. Oznacza to, że zwykła bryłka bazaltu stanowi naturalny odbiornik fal grawitacyjnych AM, dostrojony jedynie do kilku określonych “stacji radiowych”!

Wygląda na to, że Brown nigdy nie przeanalizował sygnałów o wysokiej częstotliwości, aby sprawdzić, czy nie pochodzą one z inteligentnego źródła.

Tym niemniej w roku 1953 zgłosił wniosek patentowy, w którym opisuje system inteligentnego porozumiewania się przy pomocy modulowanej radiacji grawitacyjnej. We wniosku tym Brown opisuje, w jaki sposób przekształcić normalny radiowy aparat nadawczy o dużej mocy w aparat nadawczy fal grawitacyjnych oparty na zasadzie elektrograwitacji. Modyfikacje dotyczą jedynie anteny nadawczej, zaś całość układu elektronicznego pozostaje nie zmieniona. Podstawa dużej cewki jest połączona z wyjściem przetwornika wysokiej mocy w ten sposób, że energia radiowych częstotliwości dopływa z jednego końca. Drugi koniec cewki jest połączony elektrycznie ze sferyczną masą przewodzącą prąd i posiadającą dużą gęstość. Masa ta spełnia funkcję izotropowego kondensatora i w ten sposób powstaje obwód zestrojony z cewką. W czasie działania sferyczna masa o dużej gęstości elektryzuje się (nie następuje jednak odpływ energii poprzez wyładowanie koronowe) wysokonapięciową i wysokoczęstotliwościową elektrycznością. Wysokie napięcie i potężna izotropowa pojemność dają wynikowo działanie elektrograwitacyjne, dzięki temu z masy o dużej gęstości i izotropowej pojemności emitowane są fale grawitacyjne o tej samej częstotliwości co dostarczana z przetwornika z jednego końca energia.

Brown sugeruje, aby tę sferyczną masę produkować z ołowiu, ponieważ materiał ten ma dużą gęstość i jest dobrym przewodnikiem elektryczności. W celu uniknięcia elektromagnetycznej radiacji, całe urządzenie powinno być zamknięte wewnątrz dużej komory wykutej na przykład w zboczu góry. Podobny zestaw służy do odbioru transmisji – antena odbiorcza jest zastąpiona takim samym urządzeniem jak w przypadku anteny nadawczej. Co jest godne uwagi, opisany we wniosku patentowym Browna zestaw bardzo przypomina układ, jakiego używał Tesla w Colorado Springs, przy pomocy którego, odbierał rzekomo sygnały od pozaziemskiej cywilizacji.

Na większości prac Browna łapę położył rząd USA. Są one przechowywane w technicznej bibliotece bazy lotniczej Wright-Petterson, jednak członkowie rodziny posiadają jego notatki i podjęli działania zmierzające do udostępnienia ich społeczeństwu.

DETEKTOR FAL GRAWITACYJNYCH HODOWANECA

Podobne badania do prac T.T. Browna prowadził nic o nich nie wiedząc Gregory Hodowanec. Opracowując nową, bardzo czułą wagę zauważył lekkie wahania ciężaru używanych przez siebie wzorcowych odważników. Zakładając, że jest to związane z obwodem, który skonstruował, postanowił przeciwdziałać tym nienormalnym wahaniom. Po pewnym okresie eksperymentów metodą prób i błędów odkrył, że tym niezwykłym wahaniom wagi przeciwdziała skromny kondensator umieszczony w prawej strony obwodu. Tym niemniej problem pozostał: w jaki sposób kondensator może generować sygnał znoszący te dziwne wahania ciężaru wzorcowych odważników?

W trakcie dalszych badań Hodowanec ustalił, że jego układ ważący nie był błędny, nie były również błędne odważniki. Odkrył, że ziemskie pole grawitacyjne nie jest stałe, lecz podlega fluktuacjom, czasami bardzo gwałtownym. System ważenia, który skonstruował, był tak czuły, że wychwytywał je w postaci zmiany wagi odważników wzorcowych. Wywnioskował, że prosty kondensator potrafi wyłapywać te grawitacyjne sygnały i zamieniać je na impulsy elektryczne.

Po dokonaniu tego odkrycia przystąpił do budowy wykrywacza grawitacyjnego, w którym zastosował nowoczesne części elektroniczne. Wiedział, jakikolwiek efekt że jakikolwiek efekt indukowany w kondensatorze da w wyniku prąd przemieszczenia i w związku tym obwód, który skonstruował, był prostym wzmacniaczem konwertującym prąd na napięcie. Obwód ten został podłączony do czujnika w postaci kondensatora, zaś wyjście podłączono do standardowego wzmacniacza napięciowego, który połączono z kolei z głośnikiem. Sygnały odbierane przez ten prosty obwód były podobne do pieśni wielorybów. Jest to jednak tylko podobieństwo i nie należy z tego wyciągać żadnych wniosków. Wyglądało na to, że to stosunkowo proste urządzenie odbierało jakieś bardzo dziwne, ale posiadające określoną strukturę, audio-sygnały.

Hodowanec stwierdził, że jego urządzenie odbiera monopolowe fale grawitacyjne różniące się od kwadropolowych fal opisanych w ogólnej teorii względności Einsteina. Podczas gdy prędkość teoretycznych fal grawitacyjnych Einsteina była ograniczona do prędkości światła, monopolowe fale opisane przez Hodowaneca mogły dotrzeć do dowolnego punktu przestrzeni w ciągu jednej sekundy Plancka (10″44 sekundy). Stwierdził również, że jego aparatura elektroniczna odbierała to grawitacyjne promieniowanie przez długi czas, lecz miała błąd o wielkości równej l/f dźwięku, czyli o wielkości natężenia odwrotnie proporcjonalnego do częstotliwości dźwięku. Podobnie ma się sprawa, gdy radio nie jest dokładnie dostrojone do stacji, co daje wrażenie dźwięku szybko płynącej wody (szumu). Jednak dźwięk l/f ma głębszy ton, przypominający raczej łamiące się fale morskie. Technicznie jest to określane jako spektrum przypadkowych częstotliwości o równie przypadkowym natężeniu, lecz ogólnie rzecz biorąc niższe częstotliwości mają większe natężenie od częstotliwości wyższych. Jeśli spojrzymy na to w kategoriach światła białego (które składa się ze wszystkich częstotliwości widma widzialnego), wówczas ujrzymy to jako światło o lekko różowym kolorze i z tego względu dźwięk typu 1/f jest często określany jako “dźwięk różowy”.

Hodowanec wysunął również hipotezę, że wszechświat jest wypełniony tym promieniowaniem i że wykryte izotropowe mikrofalowe promieniowanie tła, uważane za echo “Wielkiego Wybuchu” (które jest podobne do dźwięku l/f), jest w rzeczywistości emisją fal grawitacyjnych. Stwierdził, że instrumenty wychwytujące te sygnały w rzeczywistości odbierały promieniowanie grawitacyjne, a nie elektromagnetyczną energię pochodzącą z początku wszechświata.

W czasie badań prowadzonych przy pomocy swojego urządzenia Hodowanec odkrył, że położone w Drodze Mlecznej Auriga i Perseusz są źródłem wielu naturalnych, niezwykłych audiosyg-nałów. Stwierdził, że szumy tła są modulowane przy przechodzeniu przez liczne obiekty astronomiczne, które rzucają cień na te emisje. Oznacza to, że po demodulacji, usłyszymy coś, co reprezentuje ruch planet, gwiazd i galaktyk. Znaczna część promieniowania wysokiej częstotliwości jest generowana przez procesy astronomiczne, takie jak powstawanie gwiazd typu supernowa, erupcje gwiezdne, a nawet ruchy tektoniczne na pobliskich planetach.

Nie minęło dużo czasu, gdy w trakcie skanowania nieba przy pomocy detektora fal grawitacyjnych Hodowanec odebrał sygnały nienaturalnego pochodzenia. Pewnego wieczoru przez osiem minut odbierał ciąg jednakowo uszeregowanych impulsów, które przypominały kod litery “S” w alfabecie Morse’a. Po określeniu pochodzenia tych sygnałów, spróbował nawiązać kontakt przy zastosowaniu konwencjonalnych środków (aparatu nadawczego Morse’a). Ku swemu ogromnemu zdziwieniu przy pomocy swojego detektora fal grawitacyjnych uzyskał odpowiedź składającą się z przypadkowych sygnałów Morse’a, w których można było wyróżnić litery

E, I, T, M, A, N, R, K i S. W czasie kolejnej transmisji nadał sekwencję zawierającą litery, które odebrał, uzupełnioną o litery G i D. W końcu był w stanie prowadzić niemal składną konwersację z pozaziemska cywilizacją, z którą udało mu się nawiązać kontakt. Co warte podkreślenia, zauważył, że taki kontakt można uzyskać jedynie z pewnych kierunków. Ponadto na podstawie wieloletniego doświadczenia z kodem Morse’a, odkrył, że transmisje nie miały charakteru syntetycznego – pozaziemska cywilizacja używała klucza Morse’a i można było zorientować się, że za przekazem kryła się więcej niż jedna i ta sama istota!

Wygląda więc na to, że we wszechświecie krąży wiele sygnałów grawitacyjnych. Wiele z nich ma charakter naturalny i wysoką częstotliwość. Sygnały te są modulowane przez ruchy ciał niebieskich, takich jak gwiazdy, galaktyki, a nawet planety, jednak wśród tych naturalnych sygnałów mogą znajdować się też transmisje pochodzące od pozaziemskich cywilizacji.

Nie jest zupełnie pewne, czy sygnały odebrane przez Browna i Hodowaneca mają charakter grawitacyjny. Nawet sam Town-send Brown stwierdził, że dowody wskazują na taką hipotezę, lecz temat pozostawał w jego umyśle wciąż nie rozstrzygnięty. Nadal jeszcze jest do odkrycia wiele energii i radiacji.

Czymś, na co zwrócono również uwagę, jest “energia orgonu” odkryta przez dra Wilhelma Reicha. Wydaje się, że to ten sam rodzaj energii, która w kulturze Dalekiego Wschodu znana jest jako prana, chi oraz od lub “siła odylliczna”, którą odkrył baron Karl von Reichenbach. Co ciekawe, zasadniczą częścią urządzenia Reicha służącego do wykrywania orgonu był kondensator!

Energia ta jest bardzo silnie związana z ożywioną materią i z tego względu często bywa określana jako “siła witalna” – energia, która odróżnia materię ożywioną od nieożywionej.

Dobrze znany badacz orgonu, Trevor Constable, przeprowadził szerokie badania w dziedzinie wpływu orgonu na zmiany pogody i wysunął przypuszczenie (potwierdzone później eksperymentalnie), że wiele UFO to w rzeczywistości żywe istoty. Poszedł jeszcze dalej, twierdząc, że orgonem można manipulować i kształtować go, jako że podlega on podstawowym prawom. Jeśli ma on rację, może to oznaczać stworzenie nowej dziedziny techniki bazującej na sile życiowej. Tego rodzaju dziedzina opisywana jest jako “biodynamika” (chociaż Constable poszedł dalej i określił ją jako “inżynierię eteryczną”) i stanowi rzeczywisty punkt styku między fizyką i biologią, czyli biofizykę. Czy można opracować system porozumiewania się bazujący na zasadach biodynamiki?

POROZUMIEWANIE BIODYNAMICZNE

W roku 1962 urodzony na Śląsku inżynier George Lawrence z Korporacji Naukowo-Kosmicznej z siedzibą w Los Angeles poszukując sposobów na zwiększenie odporności na uszkodzenia części pocisków postanowił zastosować w elektronicznych czujnikach materiał biologiczny. Jego początkowe poszukiwania doprowadziły go do prac Alexandra Gurwitscha, jednego z pionierów badań siły witalnej. Gurwitsch wykazał, że komórki oddziałują na siebie podczas procesu mitozy, co doprowadziło go do stworzenia teorii, zgodnie z którą komórki porozumiewają się ze sobą przy pomocy czegoś, co nazwał “promieniami mitogenicz-nymi”.

Lawrence przejrzał również prace Cleve’a Backstera, specjalisty od wariografii, który badał psychogalwaniczne reakcje roślin. Do monitorowania fizjologicznych czynności roślin Backs-ter zastosował aparaturę podobną do wariografu i udało mu się odkryć zdumiewające zjawiska. Jedną z najbardziej zadziwiających zdolności rośliny jest jej umiejętność wykrywania swojego mordercy! Lawrence zastosował oryginalny obwód Backstera jako punkt wyjścia do swoich badań nad biologicznymi sensorami. Udało mu się ustalić, że biologiczne przetworniki są zdolne do wykrywania zmian całego wachlarza parametrów środowiska, w tym magnetyzmu, temperatury i wilgotności.

Podczas gdy Backster do zapisu reakcji stosował pisak graficzny, Lawrence zamienił go na audiooscylator o kontrolowanym napięciu, którego wysokość tonu zmieniała się zgodnie z biologicznymi zmianami. Ostatecznie system galwanicznej reakcji Backstera Lawrence zastąpił piezoelektronicznymi miernikami, które zapewniały lepszą stabilność i większą czułość. Pierwszymi biodynamicznymi przetwornikami były próbki roślin włączone do obwodu i utrzymywane w kąpieli o kontrolowanej temperaturze.

Idąc dalej w swoich poszukiwaniach, Lawrence opracował sensor składający się z dwóch małych płatków kryształu kwarcu połączonych ze sobą przy pomocy specjalnych materiałów organicznych. Wszystkie badane przetworniki były umieszczane w klatce Faradaya, którą wkładano następnie do rury podobnej do teleskopu bez soczewek wyposażonej w aparaturę obserwacyjną. Wszystkie badania prowadzono w czymś, co Lawrence określił mianem obszarów “głębokiego elektromagnetycznego odosobnienia”, które były całkowicie odizolowane od wpływu niemal wszelkich pól elektromagnetycznych, co pozwalało uniknąć błędnych odczytów.

Podczas jednego z testów Lawrence nakierował nowo opracowany biosensor na drzewo rosnące w pewnym oddaleniu, które było podłączone do zdalnie sterowanej baterii. Kiedy obwód zamknięto, prąd popłynął poprzez drzewo i zaczął je stymulować. Przez cały czas monitorowano wyjście biosensora w oczekiwaniu dramatycznych zmian. I rzeczywiście po stymulacji drzewa na wyjściu biosensora wystąpiły zmiany. Wskazuje to na pewien rodzaj porozumiewania się drzewa z biosensorem za pomocą promieni mitogenicznych. W pewnym momencie Lawrence zrobił sobie przerwę na lunch, zostawiając biosensor skierowany w jakimś przypadkowym kierunku. Ku jego zdziwieniu wyjście audio obwodu biosensora zaczęło gwałtownie świergotać, co dowodziło wykrycia jakichś mitogenicznych lub biodynamicznych sygnałów. Po usilnych poszukiwaniach Lawrence wywnioskował, że sygnały nadbiegają z przestrzeni kosmicznej i pochodzą ze źródła o charakterze inteligentnym.

Początkowo wdawało mu się, że pochodzą z Wielkiej Niedźwiedzicy, lecz po dalszych poszukiwaniach doszedł do wniosku, że prawdopodobnie napłynęły z galaktycznego równika. Wywnioskował również, że sygnały te nie były skierowane w stronę Ziemi, lecz stanowiły okruch informacji wymienianych przez stowarzyszone cywilizacje. Jeśli chodzi o kod sygnałów, Lawrence był przekonany, że nie miały one formy języka. Odniósł wrażenie, że mają charakter graficzny i postanowił odwzorować je przy pomocy cyfrowych spektrogramów utworzonych w oparciu o oś-miobitową skalę szarości. Te graficzne sygnały odebrano przy zastosowaniu bardzo nowoczesnych biodynamicznych przetworników zbudowanych z wyprodukowanych z ogromną starannością syntetycznych substancji biochemicznych.

Jak dotąd nie udało się ustalić tożsamości George’a Law-rence’a, głównie dlatego, że był to pseudonim, pod którym ukrywał się autor tych badań, który w połowie lat siedemdziesiątych opisał je w kilku pismach poświęconych elektronice. Jedyne, co o nim wiemy, to to, że pracował dla wielu agencji rządowych rygorystycznie przestrzegających środków ostrożności. Badania biodynamiczne stanowiły produkt uboczny prac, jakie prowadził będąc u nich na służbie. Co ciekawe, agencje te były mocno zaangażowane w zadania realizowane przez NASA, w czasie gdy pracowała ona nad programem SETI.

Istnieje wiele rodzajów energii wciąż jeszcze nie odkrytych, a mimo to staramy się opracować jednolitą teorię pola, bazując na kilku rodzajach energii, jakie znamy. W przeszłości dokonano wielu odkryć, które mogłyby przybliżyć nas do prawdy, jednak główny nurt nauki zignorował je niemal wszystkie.

Ludzkość posiadła obszerną wiedzę i umiejętność kontroli sił elektromagnetycznych, jest jednak wielką naiwnością sądzenie, że stanowią one jedyny środek umożliwiający łączność i że wszystkie pozostałe cywilizacje musiały pójść tą samą drogą rozwoju. Musimy również pamiętać, że równolegle do naszego istnieją jeszcze inne wymiary, z którymi także można by się skontaktować, niekoniecznie spoglądając w górę. Musimy otworzyć swoje umysły i zadać pytanie: “Jest tam kto?”

O autorze:Gavin Dingley jest inżynierem elektronikiem zajmującym się zawodowo badaniami. Już w czasie pobytu w college’u poddawał w wątpliwość tak zwane “prawa natury”, w szczególności te, które odnoszą się do elektromagnetyzmu. Bardzo szczegółowo studiował prace Nikoli Tesli i jego głównym celem jest opracowanie technologii opartych na zawartych w nich zasadach.

Bibliografia:T. Townsend Brown, “Electrogravitational Communication System” (“Elektrograwitacyjny System Łączności”), Patent USA nr 719767 wydany w październiku 1956 roku.

G. Cocconi i P. Morrison, “Searching for Interstellar Communications” (“W poszukiwaniu międzygwiezdnych przekazów”), Nature, 184:844-846, 1959.

“Three Nations Seek Diabolic Ray” (“Poszukiwanie 'Diabelskich Promieni’ przez trzy narody”), New York Times, 28 maj 1924.

Jonathan Eisen (pod redakcją), Suppressed Inventions and Other Discoveries (Utajnione wynalazki i inne odkrycia), Auckland Institute of Technology Press, Auckland, 1994.

Nicola Tesla, “Talking with the planets” (“Rozmowy z planetami”), Colliefs Weekly, 9 luty 1901.

Geny Vassilatos, Lost Science (Utracona wiedza), AUP, USA, 1999.

Kontakt z autorem:

Gavin Dingley
Sunningdale, Manningftird Bruce Near Pewsey,
Wiltshire SN9 6JL Wielka Brytania
tel: +44(0)1672562808
gavin.dingley@astra.ukf.net