Przez stulecia alchemicy dążyli do odkrycia kamienia filozoficznego. Co tak naprawdę kryło się za ich poszukiwaniami?

Stary człowiek z kosmykami siwych włosów wystającymi spod kapelusza z uwagą przyglądał się retorcie, w której wrzała jakaś ciecz. Po chwili cofnął się nieco, usiadł i zadumany patrzył w ogień. W głębi pracowni w świetle płomienia połyskiwały dziesiątki retort i próbówek, niezwykłe metalowe przyrządy i słoiki z rtęcią stojące na drewnianych półkach. Alchemik całymi tygodniami pracował sam, głównie w nocy, przy świetle świec. Czasem zasypiał przy pracy i budził się zlany potem, gdy jawiły mu się bestie, chcące mu przegryźć gardło, albo bezcielesne, budzące trwogę demony. Tym razem jednak zobaczył cos innego. Na dnie retorty coś połyskiwało. Kiedy podszedł bliżej, poczuł gwałtowne bicie serca. Opanował wzruszenie i bacznie przyjrzał się grudce tego metalu. Gdy zyskał pewność, że tym razem się nie myli, zaczął coś gorączkowo zapisywać w zeszycie. Dokładnie opisał cały proces i odłożywszy pióro z lubością począł się przyglądać niewielkiej sztabce, leżącej w kupce czystego złota na dnie tygielka. Oto owoc wieloletnich poszukiwań – kamień filozoficzny.

Przepis na złoto.
Alchemicy byli przekonani, że istnieje magiczna substancja, tzw. kamień filozoficzny, dzięki której można zamienić pospolite metale w złoto. W poszukiwaniu tej substancji tysiące mężczyzn i kobiet spędziło długie lata w mrocznych i zadymionych laboratoriach, często położonych przy dworach możnowładców. Niektórzy twierdzą, że korzenie alchemii tkwią w starożytności, jeszcze w czasach Starego Państwa faraonów, a nawet wcześniej. Poglądy te wydają się nieco przesadzone i należy traktować je raczej w kategoriach legendy. „Nauka” tak jest jednak bez wątpienia bardzo stara, liczy co najmniej 2 tys. Lat. Zachowały się wzmianki o alchemikach w starożytnych Chinach; wiadomo też, że alchemią parali się uczeni w Aleksandrii. Chińscy alchemicy byli wyjątkowo zapalonymi badaczami. Posuwali się nawet do doświadczeń na ludziach. Rolę królików doświadczalnych pełnili skazańcy. Prawdopodobnie to właśnie chińscy alchemicy – przez przypadek – wynaleźli proch strzelniczy; w Europie spopularyzował go dopiero w XIII wieku słynny filozof i alchemik angielski – Roger Bacon. W „złotym wieku” alchemii, czyli w XVI stuleciu, setki alchemików znalazło protektorów wśród bogatych kupców i europejskiej szlachty. Był to jednak ciężki i niebezpieczny kawałek chleba. Ci, którzy mimo wielu prób nie potrafili wytworzyć złota, narażali się na gniew dobroczyńców. Zdarzało się, że rozsierdzony władca skazywał takiego nieszczęśnika na śmierć. Ci zaś, którzy pracowali „na własny rachunek” często kończyli jako nędzarze. Nie wszyscy alchemicy kierowali się chęcią zysku. W średniowiecznej Europie wiedza alchemiczna obrosła elementami magii i mistycyzmu. Niektórym poszukiwaczom kamienia filozoficznego zależało nie tyle na produkcji złota, co na odnalezieniu magicznej formuły.

Ryzykowny interes.
Bez wątpienia jednak większość XV i XVI-wiecznych alchemików nie zaprzątała sobie głowy metafizycznymi aspektami swoich poszukiwań. Przede wszystkim chodziło im o pieniądze. Mieli nadzieję, że znajomość podstawowych zasad alchemii zapewni im sławę i bogactwo. W doświadczeniach alchemicy używali przede wszystkim żelaza, ołowiu, rtęci i kwasów. Wszystkie składniki dokładnie kruszono i mieszano w moździerzach; czasami same przygotowania zajmowały nawet pół roku. Uzyskaną w ten sposób miksturę podgrzewano w metalowych lub szklanych tygielkach. Był to bardzo niebezpieczny proces, ponieważ podczas podgrzewania często wydzielały się trujące spaliny. Wielu alchemików zmarło lub postradało zmysły wskutek zatrucia związkami ołowiu i rtęci. Gdy proszek był już odpowiednio podgrzany, alchemicy rozpuszczali go w kwasie. Ten proces musiał odbywać się przy świetle księżyca, dlatego właśnie alchemicy tak często pracowali w nocy. Inna metoda dopuszczała wykorzystanie światła słonecznego odbitego w lustrze.

Żmudna droga do złota.
Substancję otrzymaną w wyniku działania kwasu trzeba było przedestylować. To był najtrudniejszy i najbardziej czasochłonny etap prac; czasem zajmował całe lata. Tu również alchemicy narażali się na niebezpieczeństwo, gdyż ich pracownie były słabo wietrzone – wciągu stuleci wielu z nich zaczadziło się lub spaliło podczas przeprowadzania destylacji. Kolejny etap zawierał wyraźny element mistycyzmu. Otóż destylacje można było zakończyć tylko wtedy, gdy pojawił się „znak”. Każdy z alchemików miał własne zdanie na temat tego, jak „znak” ów miałby wyglądać. Zapewne musieli wybierać najodpowiedniejszy moment, opierając się na własnej intuicji. Substancja uzyskana w procesie destylacji była następnie utleniana azotem potasu. Produktem ubocznym tego procesu często bywał proch strzelniczy, dlatego co alchemicy, którym udało się uniknąć zatrucia ołowiem i pożaru, często ginęli rozerwani na strzępy przez eksplozję prochu. Na koniec miksturę umieszczano w szczelnym pojemniku i ostrożnie podgrzewano. Kiedy mieszanka osiągnęła pożądaną temperaturę, powoli ją schładzano. W retorcie pozostawała grudka białej substancji, tzw. „biały kamień”, który – jak sądzono – umożliwiał transmutację metali w srebro. Dopiero po przeprowadzeniu serii skomplikowanych procesów: ogrzewania, schładzania oraz oczyszczania biały kamień miał zamienić się w upragniony kamień filozoficzny.

Wojna smoków.
W mistycznym języku alchemii fuzja wszystkich składników określana była „wojną smoków”. Podczas prac, z substancji pierwotnych uwalniały się pierwiastki żeński i męski, mieszały się ze sobą i tworzyły jedność, czyli – jak mówili alchemicy – „żeniły się ze sobą”. To symboliczne zjednoczenie opisane zostało w jednym z najsłynniejszych dzieł alchemicznych – alegorycznym romansie „Chemiczne zaślubiny”. Książkę można traktować jako metaforyczny opis transmutacji. Można też ją uważać za podręcznik magii seksualnej, rozumianej jako sposób osiągnięcia iluminacji, czyli duchowego oświecenia. Alchemia była kunsztem niezwykle osobistym i jako dziedzina wiedzy nie doczekała się kodyfikacji. Każdy alchemik postępował według własnej metody. Powstały więc setki podręczników, nigdzie jednak nie opisano metody wprost – sens wypowiedzi ukryty był za murem szyfrów i metafor. Niektórzy chcieli w ten sposób ukryć smutną prawdę, że nie zdołali odnaleźć kamienia filozoficznego. Inni natomiast pragnęli zapobiec wykorzystaniu ich odkryć przez niewtajemniczonych. Być może taka forma wypowiedzi miała ukryć prawdziwy cel alchemii – znalezienie sposobu na przemianę „metali nieszlachetnych” ludzkiej osobowości w „złoto” duchowego oświecenia. Może więc tak naprawdę alchemikom nie zależało na dobrach materialnych, lecz na bogactwie w sferze ducha. Jeden z twórców psychoanalizy, słynny szwajcarski psycholog Carl Gustav Jung był zafascynowany taka właśnie wizją alchemii. Zauważył bowiem niezwykłe podobieństwo między niektórymi ilustracjami pochodzącymi z ksiąg alchemicznych a postaciami ze snów swych pacjentów. Twierdził on, że postacie te są wytworem naszej „zbiorowej nieświadomości” – część umysłu wspólnej wszystkim ludziom. To właśnie jest królestwo „archetypów”, symbolicznych postaci – demonów, wróżek i potworów, które wyłaniają się z głębin ludzkiej podświadomości w różnych kulturach i w różnych epokach.

Czystość duchowa.
Nawet jeśli alchemicy nie zdawali sobie sprawy z psychologicznych aspektów swej pracy, intuicja podpowiadała im, że aby osiągnąć cel, ich dusza pozostać musi „czysta”. Wielu poszukiwaczy mądrości na odpowiednie przygotowania poświęciło najlepsze lata swojego życia. Większość współczesnych alchemików podąża tropem mistycznym, przyłączając się do takich grup jak Różokrzyżowcy, którzy uważają się za spadkobierców mitycznego alchemika Christiana Rosenkreuza. Ten kto chce zajmować się alchemią, musi pobrać odpowiednie nauki, podczas których jego ciało, umysł i dusza przygotowują się do transformacji. Dzisiejsi alchemicy poszukują złota w sobie, a obecna transmutacja polega na odnalezieniu tego, co starożytni Grecy nazywali pięknem duszy.

Spuścizna alchemików.
Alchemicy byli niejako pionierami współczesnej chemii – wiele opracowanych przez nich metod i przyrządów można dziś spotkać w chemicznych laboratoriach. Alchemia wywarła tez wpływ na ludzi uważanych za koryfeuszy nowożytnej nauki. W XVII wieku zajmowali się nią m. In. Issac Newton, Isaac Barrow i Robert Boyle. Newton był tak zafascynowany alchemią, że napisał o niej dzieło, liczące ponad milion słów – jego ściśle naukowe prace miały znacznie mniejsza objętość. Newtonowskie zainteresowanie alchemią w dużym stopniu przyczyniło się do powstania jego teorii powszechnej grawitacji. Obserwując procesy zachodzące w alchemicznym tyglu doszedł do wniosku, że jest to miniaturowy model świata. Zauważył, że niektóre składniki przyciągają się, a inne odpychają i uznał, że takie same siły muszą działać we wszechświecie. Prawo o wzajemnym przyciąganiu ciał wykuło się zatem w ogniu pracowni alchemika. Nie ma dowodów, aby któremuś z alchemików udało się wyprodukować złoto z metali nieszlachetnych. Ich prace skazane były na niepowodzenie, ponieważ – jak dziś wiemy – usiłował zmienić strukturę podstawowych elementów materii – atomów – dysponując jedynie słabym źródłem energii, czyli palnikiem. Obecnie przemiana metali i innych pierwiastków w złoto jest możliwa, lecz jedynie w reaktorach jądrowych. Ilość energii potrzebnej do takiej przemiany jest jednak tak duża, że koszty znacznie przekraczałyby wartość złota, które można by w ten sposób uzyskać. Choć alchemikom nie udało się odnaleźć kamienia filozoficznego, ich wysiłki nie poszły na marne – stworzyli podstawy współczesnej chemii, której zasługi dla ludzkości są nie do przecenienia.

ANALIZA – Różokrzyżowcy.
Spadkobiercami tradycyjnej alchemii są obecnie ludzie określający się mianem Różokrzyżowców. Większość z nich zrzesza się w oficjalnie uznanych bractwach i stowarzyszeniach, istnieją jednak odłamy pozostające w ukryciu. Część Różokrzyżowców odwołuje się do tradycji wielkich religii, zwłaszcza chrześcijaństwa, natomiast inne grupy mają, zdecydowanie świecki charakter. Wszystkie odłamy posługują się symbolami zaczerpniętymi z tradycji alchemicznej. Na czele Bractwa Różokrzyżowców stoją Bracia Starsi. Utrzymują oni, że są ludźmi doskonałymi, którzy zostali wybrani, aby pozostać na Ziemi. Swoją główną świątynię mają w Niemczech, tam też codziennie wystawiają się na działanie całego zła tego świata, aby dokonać transformacji złej energii w dobrą i – po oczyszczeniu wysłać tę dobrą energie z powrotem na świat.

NOTATNIK – alchemik czy oszust?
W 1919 roku brytyjski fizyk Ernest Rutheford wywołał poruszenie wśród europejskich alchemików, gdy ogłosił, że zdołał zamienić azot w tlen. Okazało się więc, że transformacja jest możliwa. Wiadomość o odkryciu dotarła również do 36-letniego Franza Tausenda, pracownika firmy chemicznej z Monachium. Wkrótce rozniosły się plotki, że Tausendowi udało się wyprodukować złoto. W połowie lat 20-tych zgłosił się do niego gen. Erich Ludendorf, zajmujący się zbieraniem funduszy na nowo powstała partię nazistowską. Powierzył Tausendowi nadzór nad tzw. „Kompanią 164” – przedsiębiorstwem, którego celem była produkcja złota. Przedsięwzięcie to przyciągnęło wielu inwestorów i przez lata finansowo wspierało nazistów. Dopiero w 1931 roku Tausend został oskarżony o wyłudzenie pieniędzy i skazany na cztery lata więzienia.